No to akurat debilne było. Rozumiem tabasco dolać, czy do kanapki wsadzić trochę przecieru z jabanero, ale napluć to istny kretynizm.
Kyjgel zawiodłem się na tobie.
No to akurat debilne było. Rozumiem tabasco dolać, czy do kanapki wsadzić trochę przecieru z jabanero, ale napluć to istny kretynizm.
Kyjgel zawiodłem się na tobie.
Ech...to był sarkazm, ale przynajmniej zwróciłem czyjąś uwagę :wink:
Ja raz namelałem jednej do kawy. A nauczycielowi na praktykach scfeliłem łyżeczkę.
Raz wywaliliśmy korki w połowie zakładu aż mistrz przybiegł i pytał czy gwoździa ktoś w kontakt nie wkładał. Strzelanie z kondensatorów i rzucanie torebkami po herbacie w ściany to norma. Dużo tego było
Raz wywaliliśmy korki w połowie zakładu aż mistrz przybiegł i pytał czy gwoździa ktoś w kontakt nie wkładał. Strzelanie z kondensatorów i rzucanie torebkami po herbacie w ściany to norma. Dużo tego było
W VI klasie podstawówki(obecnie chodze) na historii jak zawsze na początku jak zwykle ''dzień dobry'' i siadamy.Nagle słyszymy jakiś hałas.Patrzymy,a tu pod kolegą krzesło sie zawaliło.Pani do niego
''Sebastianku,nic ci nie jest,idź po pana konserwatora'' przez 10 minut nie mogliśmy powstrzymać od śmiechu.
Na angielskim tydzień temu,nauczycielka mówi do kolegi:
-maćku ty masz 4 jedynki z polskiego?
-COOOO?
-no sama się zdziwiłam
-niech pani pokaże
-no choć zobacz
-i gdzie te 4 jedynki?
-myślałam że jak cie postrasze to nie będziesz miał już czkawki
Nasza pani od anglika akurat jest spoko.Raz nam nawet opowiadała o tym że na lekcji powiedziała dziewczynom że myszy chodzą po podłodze.One zaczęły krzyczeć i wskakiwać na ławki,a po chwili mówi że żartowała :mrgreen:
No kwiatek na nawozie,to pewnie ze 2 metry urośnie jak nic
U mnie w budzie w kiblu jakiegoś buta wsadzili.Ale po 10 minutach już nie było tak wesoło.Gdyż z pozoru zwykłego sedesu powstał wulkan.W całym holu powódź Takie coś spotkałem też jak byłem w zeszłym roku w Practikerze.Przy samym wejściu (przy rozsuwanych drzwiach) jest WC.A spod szczeliny w drzwiach strumyk Fajnie to wyglądało jak wchodziłem,drzwi się rozsuwają, a tu mi pod nogi mini fala W tym WC chyba godzilla jak czy coś była
PS: Jeszcze mi się przypomniało,że w gimnazjum mieliśmy mieć matme i sprawdzian z czegoś tam.Więc zapchaliśmy zamek w drzwiach orbitką.Babka nie mogła się dostać i pół lekcji zleciało
U mnie w gimnazjum zwykle wpychało się szpilki do zamka. Początkowo metoda niezwykle skuteczna, jednak później woźne zmajstrowały jakieś "narzędzie", które pozwalało na w miarę sprawne ich usuwanie, więc "unieszkodliwianie" zamków z czasem straciło sens.
Przypomniała mi się akcja dwóch kumpli z czasów gimnazjum. Nie przepadali za sobą nawzajem, z czego jeden był "świrnięty" (w sensie, że cały czas robił lub mówił coś, z czego nie dało się nie śmiać), a drugi to typowy przykład smutnego przygłupa, bez jakiegokolwiek poczucia humoru.
Na jednej z lekcji siedzieli razem w ławce pod ścianą, pierwszy z nich przy ścianie. Po jakimś czasie kolega przy ścianie obraca się przodem do drugiego. Zaparł się plecami na ścianie, nogi oparł na krzesełku drugiego i naśladując odgłosy silnika udawał, że prowadzi samochód. Nagle się wydarł:
- Hamulec ręczny!
Po czym pociągnął "hamulec ręczny" i wymierzył smutnemu silnego stopera. Smutny zaliczył efektowny start z krzesełka i wylądował pod sąsiednią ławką.
Kumpel kiedyś nalał drugiemu do buta, hamskie ale początkowo śmieszne. A co do klopa to jakiś agent postawił klocka do pisuaru
Mój zrobił podobnie, tylko nalał do glana i przelał do drugiego.
Ech....szkoła, to były czasy...jak picie spirytusu na wycieczce do Krakowa, nauczycielka się zorientowała i wylała całą zawartość na wałach przy Wawelu a jakiś inteligent wziął zippo i podpalił trawę. Poźniej poszliśmy do parku popalić sobie coś dobrego. Wtedy zaczęła się jazda. Ja się zgubiłem w empiku, nie ogarniałem tych pięter, jaranie się na całego sufitem w kościele mariackim, nauczycielki miały z nas debili radochę, a na koniec schizowanie się pod pomnikiem na rynku na widok patrolu policji :mrgreen:
Co do wcześniejszych lat...mieliśmy zajebiste obiady w pedałówie, stołówka była w piwnicy, na dżwięk dzwonka wszystkie klasy wybiegały sprintem żeby obsztalować sobie jak najlepsze miejsce. Ja wziąłem raz tak nieszczęśliwie wiraż że przykleiłem się do pleców jednej dziewczyny, po czym...straciłem pamięć i ocknąłem się w kiblu z krwawiącym nosem i nie wiedziałem co się stało. Co do łamania krzeseł...to był zaszczyt wręcz gdy musieliśmy z zepsutym lecieć na plecach do firmy "Piece CO, bojlery" do pana spawacza. A teraz jestem stary i tęsknię za tamtymi czasami
Komentarz