Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Kawałek Zielonego Piekła

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

  • Kawałek Zielonego Piekła

    Miniona noc była bardzo niespokojna. Przez cały czas usiłowałem sobie wmówić, że dzisiejszy poranek to tylko znakomita zabawa, ale gdy tylko zamykałem oczy, pod powiekami zaczynało się szaleństwo różnokolorowych obrazów, które składały się w jedno – tor Nurburgring.

    Wyjrzałem przez okno i spojrzałem na zegarek. Było dopiero kilkanaście minut po godzinie siódmej, a słońce leniwie wychodziło zza niekończącej się tafli lasu. Gdzieś w oddali majaczyły ruiny średniowiecznego zamku Nurburg. Mnie jednak nie interesował piękny, delikatnie zamglony krajobraz niemieckiego landu, który powoli odsłaniał bez wątpienia najdłuższy tor wyścigowy świata. Blisko 21 kilometrów i ponad 70 zakrętów czekających na jedno…

    Mnie jednak interesował On. Tuż pod hotelowymi oknami stały zaparkowane cztery maszyny, w której jednej z nich przyjdzie mi dziś zmierzyć się z jednym najtrudniejszych wyzwań dla kierowców – pokonanie Zielonego Piekła. Dokonam tego w 571-konnej bestii, która jest kwintesencją sportowego charakteru i bezpośrednim nawiązaniem do kultowego, klasycznego Mercedesa 300SL z lat 50-tych. Mowa o najnowszym Mercedesie SLS. I łączą je nie tylko podnoszone do góry drzwi, stylizowane na skrzydłach mewy. Długa maska, krótki tył, niewielki prześwit i wielkie aspiracje do tego, by być najszybszym – to jest właśnie SLS.

    Pospiesznie dopijam kawę, zamykam pokój i po kilku minutach już jestem na parkingu tuż obok wjazdu na tor. Cztery Mercedesy lśnią w porannym słońcu, a delikatne krople rosy mienią się w jego promieniach. – Twój jest niebieski – słyszę zza pleców.
    To człowiek z obsługi Mercedesa. Wczoraj chwilę rozmawialiśmy, ale byłem zbyt zakręcony całym wydarzeniem.
    – Kask i rękawiczki masz na fotelu pasażera – mówi – Liczę, że się wyspałeś i jesteś skupiony. Pamiętaj, Nurburgring nie wybacza błędów… Podobnie jak ja. Start punkt 8:00.

    Nie trzeba było dla mnie dłuższej zachęty. Jeśli choć chwilę temu poczułem jakieś wątpliwości (Co ja tu robię?!), tak teraz byłem zmobilizowany, skupiony i podniecony jak nigdy w życiu! Podszedłem do granatowego SLS-a i pociągnąłem za klamkę. Drzwi z delikatnym sykiem siłowników uniosły się do góry i zobaczyłem kokpit Mercedesa. Z czerni wnętrza najbardziej w oczy rzucały się biały kask i rękawiczki Alpinestars.
    Kliknij obrazek, aby uzyskać większą wersję

Nazwa: dj-brabus-Mercedes-Benz-SLS-198-750x422.jpg
Wyświetleń: 5
Rozmiar: 71,4 KB
ID: 222701



    Po kilku (niezgrabnych) chwilach siedzę w Mercedesie i rozkoszuje się ciasnotą sportowego auta. Zamknięcie drzwi powoduje, że zaczynam czuć się jak w kokonie, a wąskie szyby i czerń całego wnętrza tylko potęgują to wrażenie. Staram się jednak być panem sytuacji i mocniej zaciskam ręce na niewielkiej, pokrytej perforowaną skórą kierownicy. Rzut oka na zegarek – to już, trzeba ruszać. Wciskam przycisk Start i pod granatową maską mojego Mercedesa rozpętuje się dźwiękowe piekło! Z każdym, nawet najdelikatniejszym dodaniem gazu z układu wydechowego wydobywają się grzmoty, jakby jakieś nadprzyrodzone siły ściągały nad Nurburgring armagedon.

    Sprawdzam tylko, czy tryb Sport+ dwusprzęgłowej skrzyni jest włączony i powoli wjeżdżam na teren boksów. Mijam znajomą twarz człowieka z obsługi, który gestem pokazuje mi zielone światło na wyjeździe, a to znaczy… Zaczyna się! Mocniej dociskam gaz, grzmoty z wydechu stają się głośniejsze i z lekkością wyjeżdżam na tor. Od razu muszę przyhamować, po pierwszy łuk w lewo jest dość ostry i droga schodzi w dół. Potem szybsze dociśnięcie, delikatny uślizg nierozgrzanych opon, pot na czole i większość z 571 KM ląduje na asfalcie. SLS wyrywa do przodu, a ja mocniej chwytam kierownicę i zmieniam biegi. 120, 130, 140… przy pierwszym, prawym dohamowaniu mam blisko 180 km/h na liczniku! SLS posłusznie składa się w wąskie, ale szybkie wiraże, próbując co chwila podążać swoim torem, ale odpowiednia kontra ustawia auto we właściwym kierunku. Znów pełny gaz, dojście do blisko 190 km/h i znów redukcja, kolejna szykana lewo-prawo-lewo. Gaz, hamulec, gaz, znów seria zakrętów przy prędkościach rzędu 100 km/h i wreszcie prosta…

    Przestaję myśleć o konsekwencjach i zaczynam żyć, że to moje pierwsze i ostatnie okrążenie w tym samochodzie. Nie liczy się centymetr, metr czy kilometr za mną. Liczy się to, co przede mną – a w tym momencie to szalona prosta po sam horyzont! SLS z gardłowym bulgotem V-ósemki i strzelającym wydechem przyspiesza w niesamowitym tempie. Na delikatnym łuku w prawo mam wreszcie upragnione 200 km/h, żeby po chwili zobaczyć liczbę 220. Znów muszę zwolnić, po kolejny prawy zakręt nie zniesie widoku prędkości z cyfrą „2” na poczatku. Na liczniku Mercedesa pojawia się nieco ponad 180, ale za sekundę znów wciskam gaz do oporu i wolnossące monstrum wyrywa do przodu. Szalony taniec połączony z szybkim zjazdem wąską prostą owocuje przekroczeniem kosmicznym do niedawna dla mnie 270 km/h.

    Jednak to koniec szaleństwa, czuję jak potężne ceramiczno-kompozytowe hamulce „chwytają” SLS-a i zwalniam o ponad „stówę”, żeby bezpiecznie przejść przez kolejne zakręty, nie pozostawiając autografu na i tak już pogiętych i porysowanych barierach toru. Po minięciu wiaduktu mam jeszcze chwilę oddechu, żeby podkręcić wolnossące V8 i przekroczyć 250 km/h, ale po lewym zakręcie czeka mnie znów grzanie tarcz i bardzo wolna szykana lewo-prawo. Kolejne kilka kilometrów to seria średnio szybkich zakrętów oraz próba precyzyjnego jak skalpel układu kierowniczego, która kończy się dwoma efektownymi dohamowaniami do ostrego łuku w lewo.

    Jestem gdzieś w połowie toru. Zacieniona nitka i prześwitujące znad drzew słońce tylko wzmagają koncentrację nad wyboistym asfaltem. Ostatni, wolny zakręt w prawo i mogę docisnąć 571-konnego Mercedesa do oporu. Przyzwyczajam się do podróżowania z prędkościami rzędu 220-260 km/h, ale im wyższa szybkość, tym większy przebyty dystans. Nurburgring skutecznie spowalnia moje wyścigowe zapędy – najpierw niespodziewaną szykaną, później jeszcze wolniejszym nawrotem w prawo, aż w końcu słynną, betonową Karuzelą, na której SLS wpada w wibracje niczym… nie ważne co.

    Od tego momentu zaczyna się prawdziwa jazda. Jeśli pierwsza część była nastawiona raczej na podróżowanie z wysokimi prędkościami, tak druga część Zielonego Piekła to koszmarne, techniczne zakręty, których praktycznie nie widać. Wszystko to przez ciągłą zmianę wysokości położenia toru, który nie wybacza żadnych błędów. SLS jednak dzielnie wykonuje wszystkie moje polecenia, co chwila podbijany to z lewej, to z prawej na czerwono-białych krawężnikach. Opony zdają się piszczeć „Dość!”, ale ja nie mam zamiaru im odpuścić choć na chwilę. Kolejny, ostrzejszy zakręt, po którym omal nie ląduje prawymi kołami w piachu, betonowy łuk i po serii prawych zakrętów pojawia się najdłuższa, bo licząca ponad 2 kilometry prosta, na której nie ma zlituj się – chcę być najszybszym!

    Strzałka prędkościomierza pnie się w górę, 7-biegowa przekładnia wrzuca kolejne biegi. Czuję jak SLS przysiada na asfalcie, a ja robię się coraz bardziej podenerwowany. 270, 280, 290. Mijam szczyt wzniesienia i dostrzegam liczbę 300. Trwa to ułamek sekundy, ale czuję, jakby się czas zatrzymał. Całym swoim ciałem wyczuwam ruch każdego z tłoków, każdy litr życiodajnego płynu przepływający przez maszynerię stworzoną przez inżynierów AMG. To cudowna chwila, całe życie na nią czekałem… Lekkie odbicie w lewo, depnięcie na pedał hamulca i prędkość spada, a ja już widzę szykanę z odbiciem do pitstopu.
    Kliknij obrazek, aby uzyskać większą wersję

Nazwa: dj-brabus-Mercedes-Benz-SLS-199-750x422.jpg
Wyświetleń: 4
Rozmiar: 40,0 KB
ID: 222702



    Zachwycony, podniecony i zafascynowany najlepszymi, niecałymi 9 minutami mojego życia zjeżdżam do boksów. A może tak jeszcze jedno okrążenie? Może się uda… Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk dzwonka w telefonie. Gdzie ten telefon? Obraz przed oczami zamazuje mi się, coraz większa mgła przeistacza się w widok telewizora i mojego salonu… No tak, powrót do rzeczywistości. Odkładam pada na bok i patrzę na rozdzwoniony budzik w komórce. „ALARM PRACA!”. Ehhh… Wyłączam Gran Turismo i chowam pada do szuflady. Rzucam okiem na pudełko z gry z Mercedesem SLS na okładce. Jednak nie ma to jak dobrze rozpoczęty dzień od rundki na Nurburgringu…

    Grzegorz Skarbek
    grzegorz.skarbek@autogaleria.pl
Pracuję...
X