Jak wielu z was, ja też marzyłem, by po niezliczonych okrążeniach w GT, w końcu zasmakować w prawdziwym ściganiu na torze. Moja radość była więc ogromna, gdy dowiedziałem się, że premierze długo wyczekiwanego Gran Turismo 5 będzie towarzyszyła seria eventów o nazwie Gran Turismo 5 Roadshow, w których stawką będzie wyjazd na najbardziej wymagający tor na świecie – legendarny Nürburgring. Nie mogło więc mnie tam zabraknąć. Jak wyglądały zawody, pisał Piotr –tutaj.
Zawody w Gdańsku różniły się tym, że nie było możliwości treningu w GT5 – zawody odbywały się przecież przed premierą gry. Rywalizacja była niezwykle zacięta, ale nie ma się co dziwić – każdy walczył o swoje marzenia. Chciałbym podziękować wszystkim zawodnikom, którzy ścigali się w Gdańsku, za fantastyczną i czystą rywalizację – zwycięstwo nie przyszło mi łatwo!

Po wygranym konkursie nastał trudny czas oczekiwania. Wyjazd miał się odbyć w Kwietniu, lecz z różnych przyczyn został przełożony na czerwiec. Jednak warto było czekać…
Po przylocie do Frankfurtu, przesiedliśmy się do wypożyczonych na lotnisku samochodów, które zabrały nas do miasteczka Nürburg. Tam zakwaterowanie, posiłek i rzut oka na prezenty: Koszulki, polar, smycz wraz z identyfikatorem oraz plan wyjazdu.
Zaczęliśmy więc realizować ów plan – udaliśmy się z wizytą do RSR Nürburg – wypożyczalni samochodów oraz szkoły jazdy wyścigowej. Czekało tam na nas kilka Renault Clio RS o mocy 203KM i wadze poniżej tony.
Ale żeby do nich wskoczyć, musieliśmy przejść szkolenie, podczas którego wyjaśniono nam, jak poruszać się po torze – na przykład, gdy widzimy zbliżający się z tyłu szybszy samochód, włączamy prawy kierunkowskaz, aby pokazać kierowcy, że może nas bezpiecznie wyprzedzić, oczywiście z lewej strony – należy bowiem zaznaczyć, że na Nürburgringu obowiązują niemieckie zasady ruchu drogowego. Oczywiście bez ograniczenia prędkości ? Po szkoleniu RSR Nürburg przyszedł czas na oficjalne powitanie oraz kolejne szkolenie – tym razem po polsku – poprowadzone przez kierowców Maćka Dominiaka oraz Marcina Filipowicza. Po wysłuchaniu wszystkiego, co mieli do powiedzenia nasi opiekunowie, mogliśmy w końcu sprawdzić, jak prowadzą się Clio w ramach wstępnego testu naszych umiejętności podczas krótkiej rundki po miasteczku – chodziło o sprawdzenie, czy potrafimy zmieniać biegi i kręcić kierownicą…

Pięciu spośród sześciu kierowców udowodniło, że z prowadzeniem samochodu nie ma problemów i że są gotowi, by stawić czoła „Zielonemu Piekłu”. Szósty wtedy jeszcze nie miał prawa jazdy, więc musiał zadowolić się jazdami jako pasażer w niedzielę. Lecz nasi kierowcy zadbali, żeby się podczas nich nie nudził…
Naturalnie każdy z nas, nie tracąc czasu, chciał już atakować północną pętlę. Niestety po raz kolejny musieliśmy wykazać się cierpliwością, gdy powiedziano nam, że wyjedziemy na tor dopiero w niedzielę. Wobec tego udaliśmy się na spacer, podczas którego mogliśmy podziwiać piękne krajobrazy oraz…niesamowite samochody.
Takie, których w Polsce się po prostu nie spotyka : GT-R, 911 GT3RS, R8 V10 Spyder, Corvette, rozmaite M-ki, Ferrari, a Focusy RS500 pojawiały się co pięć sekund. Do tego Bugatti Veyron i Veyron Super Sport. Jeden za drugim.
Takie rzeczy tylko na Nürburgringu…
Spacer miał swój finał w najpopularniejszej spośród miejscowych restauracji – by skosztować bardzo ciekawej potrawy: dostajesz kawał czystej, surowej wołowiny, frytki, i gorący kamień – na którym smażysz mięso według własnego uznania. Smakowało wybornie. Podczas kolacji towarzyszył nam Craig z RSR, biorąc aktywny udział w wymianie doświadczeń i opinii. Późnym wieczorem przyszedł czas na powrót do hotelu. Nie wiem jak inni, ale ja spałem bardzo niespokojnie. Tyle lat marzyłem, żeby przejechać się na prawdziwym Nordschleife…a od spełnienia tego marzenia dzieliło mnie zaledwie kilka godzin.
Niedziela. Rzut oka za okno: Mokro. Szybkie śniadanie i przed ósmą meldujemy się w RSR. Tym razem nie musimy na nic czekać. Plan był taki: Najpierw każdy przejeżdża okrążenie z instruktorem RSR, następne z naszymi kierowcami: Marcinem lub Maciejem. Kolejność przejazdów została ustalona drogą losowania numerków z kasku.
Gdy przyszła moja kolej, wsiadłem do Clio z właścicielem szkoły, Ronem Simmonsem. Skręt w prawo, potem w prawo na ulicę, na rondzie znowu w prawo – znalazłem się przy bramkach wjazdowych na Nürburgring, w połowie najdłuższej prostej. Przyłożyłem RingCard do czytnika i otworzyły się przede mną wrota Zielonego Piekła.
Okrążenie zaczyna się od pokonania „szykany“ z pachołków, po czym z gazem w podłodze przejeżdżamy drugą połowę prostej. Ron powiedział mi przed rozpoczęciem okrążenia, żebym po prostu stosował się do jego komend. Jechałem więc na „auto-pilocie“. Przykładowo, gdy jadę na prostej, Ron mówi mi, kiedy wrzucać biegi, kiedy hamować, do jakiego biegu zredukować i kiedy wejść w zakręt. Oto, co słyszałem:

„Fourth, now Fifth. Brake…now fourth. Wait, waaait, and go“
I tak w każdym zakręcie i na każdej prostej. Żadnych wątpliwości. Tylko koncentracja i wykonywanie poleceń. Świetnie się bawiłem. Okrążenie trwało 12 minut? Bzdura, przecież jechałem maks dwie…
Jeśli chodzi o odwzorowanie toru w grze…jest podobnie, ale na początku miałem pewne problemy z „ogarnięciem” co jest gdzie, pewnie dlatego, że okrążenie zaczyna się w innym miejscu. Ostatecznie, kierując się sekwencją zakrętów zacząłem łączyć trasę zapamiętaną z gry z rzeczywistością, bo trzeba przyznać, że poza ogromną różnicą wysokości, została przeniesiona do wirtualnej rzeczywistości na prawdę świetnie.
Podczas drugiego okrążenia na fotelu pasażera towarzyszył mi Maciej Dominiak. Tym razem musiałem się wykazać, auto-pilot wyłączony. Wiedziałem już, czego mogę się spodziewać na torze, więc pozwoliłem sobie pojechać trochę szybciej. Korzystając z rad Macieja co do toru jazdy, każdy zakręt przejeżdżałem coraz lepiej. Jak wiadomo, przyczepność opon ma swoją granicę, którą poznałem w zakręcie Metzgesfeld. Kończąc dohamowanie, wszedłem w zakręt – czynności te delikatnie się pokryły. Dodajmy do tego fakt, że było mokro – i samochód wynosi na zewnątrz zakrętu.
Na szczęście obyło się bez trawy, więc przyspieszona tym nagłym wydarzeniem akcja serca szybko się ustabilizowała i dalej mogłem spokojnie badać przyczepność, której z każdym zakrętem było coraz więcej, ponieważ wyszło słońce i tor przesychał. Na kolejnych zakrętach doświadczałem tylko delikatnej podsterowności. Renault Clio to świetny samochód. Brakowało mu mocy na podjazdach, ale na krótkim odcinku rozpędziło się do ponad 200km/h, więc nie jest źle.
Gdy każdy przejechał już swoje dwa okrążenia, zaczęły się przejazdy na fotelu pasażera. Wszystkie bardzo emocjonujące, bo przejeżdżane znacznie szybciej, z profesjonalistami za kierownicą. Było super, ale byłem bardzo zawiedziony faktem, że za kierownicą już nie usiądę.
Na otarcie łez mieliśmy jeszcze muzeum Ring’werk oraz Nürburgring GP.
W tym pierwszym podziwialiśmy masę historycznych samochodów wyścigowych, części bolidów F1 oraz sylwetki mistrzów tejże serii wyścigowej. Mieliśmy również okazję przekonać się, jak wygląda praca mechaników przy wymianie opon w bolidzie F1. Obejrzeliśmy również wyświetloną w 3D zapowiedź filmu, którego tematem jest 24-godzinny wyścig na Nürburgringu (straszny crap „dla całej rodziny“, świetnie pokazuje co obecne władze chcą zrobić i robią z tym wspaniałym miejscem, ale to już temat na osobny artykuł).
Natomiast na Torze GP obserwowaliśmy zmagania kierowców serii GP2.
Na koniec udaliśmy się raz jeszcze do RSR Nürburg, gdzie mogliśmy przymierzyć się do foteli w Lotusach Exige oraz BMW M3. Następnie przy wybornym Weißbier, do późnego wieczora rozmawialiśmy z instruktorami oraz naszą ekipą. To był bardzo miły wieczór, ale fakt, że nazajutrz mieliśmy być już w naszej nie-wyścigowej Polsce nie dawał nam spokoju…
Po przylocie do Warszawy otrzymaliśmy kolejny prezent od Sony. Były to ramki na tablicę rejestracyjną ze srebrnym napisem „Gran Turismo 5”, koszulka Killzone 3 oraz płyta blu-ray z grą Motorstorm: Apocalypse.
Jeszcze na lotnisku, obiecaliśmy sobie, że na Nürburgringu spotkamy się tak szybko, jak tylko będzie to możliwe – oczywiście tą samą ekipą ? Nabrałem również pewności, że wyścigi są tym, co chcę robić w życiu. Czy się uda? Zobaczymy. Już zbieram na rajdówkę…
Marcin Bochenek
Zawody w Gdańsku różniły się tym, że nie było możliwości treningu w GT5 – zawody odbywały się przecież przed premierą gry. Rywalizacja była niezwykle zacięta, ale nie ma się co dziwić – każdy walczył o swoje marzenia. Chciałbym podziękować wszystkim zawodnikom, którzy ścigali się w Gdańsku, za fantastyczną i czystą rywalizację – zwycięstwo nie przyszło mi łatwo!
Po wygranym konkursie nastał trudny czas oczekiwania. Wyjazd miał się odbyć w Kwietniu, lecz z różnych przyczyn został przełożony na czerwiec. Jednak warto było czekać…
Po przylocie do Frankfurtu, przesiedliśmy się do wypożyczonych na lotnisku samochodów, które zabrały nas do miasteczka Nürburg. Tam zakwaterowanie, posiłek i rzut oka na prezenty: Koszulki, polar, smycz wraz z identyfikatorem oraz plan wyjazdu.
Zaczęliśmy więc realizować ów plan – udaliśmy się z wizytą do RSR Nürburg – wypożyczalni samochodów oraz szkoły jazdy wyścigowej. Czekało tam na nas kilka Renault Clio RS o mocy 203KM i wadze poniżej tony.
Ale żeby do nich wskoczyć, musieliśmy przejść szkolenie, podczas którego wyjaśniono nam, jak poruszać się po torze – na przykład, gdy widzimy zbliżający się z tyłu szybszy samochód, włączamy prawy kierunkowskaz, aby pokazać kierowcy, że może nas bezpiecznie wyprzedzić, oczywiście z lewej strony – należy bowiem zaznaczyć, że na Nürburgringu obowiązują niemieckie zasady ruchu drogowego. Oczywiście bez ograniczenia prędkości ? Po szkoleniu RSR Nürburg przyszedł czas na oficjalne powitanie oraz kolejne szkolenie – tym razem po polsku – poprowadzone przez kierowców Maćka Dominiaka oraz Marcina Filipowicza. Po wysłuchaniu wszystkiego, co mieli do powiedzenia nasi opiekunowie, mogliśmy w końcu sprawdzić, jak prowadzą się Clio w ramach wstępnego testu naszych umiejętności podczas krótkiej rundki po miasteczku – chodziło o sprawdzenie, czy potrafimy zmieniać biegi i kręcić kierownicą…
Pięciu spośród sześciu kierowców udowodniło, że z prowadzeniem samochodu nie ma problemów i że są gotowi, by stawić czoła „Zielonemu Piekłu”. Szósty wtedy jeszcze nie miał prawa jazdy, więc musiał zadowolić się jazdami jako pasażer w niedzielę. Lecz nasi kierowcy zadbali, żeby się podczas nich nie nudził…
Naturalnie każdy z nas, nie tracąc czasu, chciał już atakować północną pętlę. Niestety po raz kolejny musieliśmy wykazać się cierpliwością, gdy powiedziano nam, że wyjedziemy na tor dopiero w niedzielę. Wobec tego udaliśmy się na spacer, podczas którego mogliśmy podziwiać piękne krajobrazy oraz…niesamowite samochody.
Takie, których w Polsce się po prostu nie spotyka : GT-R, 911 GT3RS, R8 V10 Spyder, Corvette, rozmaite M-ki, Ferrari, a Focusy RS500 pojawiały się co pięć sekund. Do tego Bugatti Veyron i Veyron Super Sport. Jeden za drugim.
Takie rzeczy tylko na Nürburgringu…
Spacer miał swój finał w najpopularniejszej spośród miejscowych restauracji – by skosztować bardzo ciekawej potrawy: dostajesz kawał czystej, surowej wołowiny, frytki, i gorący kamień – na którym smażysz mięso według własnego uznania. Smakowało wybornie. Podczas kolacji towarzyszył nam Craig z RSR, biorąc aktywny udział w wymianie doświadczeń i opinii. Późnym wieczorem przyszedł czas na powrót do hotelu. Nie wiem jak inni, ale ja spałem bardzo niespokojnie. Tyle lat marzyłem, żeby przejechać się na prawdziwym Nordschleife…a od spełnienia tego marzenia dzieliło mnie zaledwie kilka godzin.
Niedziela. Rzut oka za okno: Mokro. Szybkie śniadanie i przed ósmą meldujemy się w RSR. Tym razem nie musimy na nic czekać. Plan był taki: Najpierw każdy przejeżdża okrążenie z instruktorem RSR, następne z naszymi kierowcami: Marcinem lub Maciejem. Kolejność przejazdów została ustalona drogą losowania numerków z kasku.
Gdy przyszła moja kolej, wsiadłem do Clio z właścicielem szkoły, Ronem Simmonsem. Skręt w prawo, potem w prawo na ulicę, na rondzie znowu w prawo – znalazłem się przy bramkach wjazdowych na Nürburgring, w połowie najdłuższej prostej. Przyłożyłem RingCard do czytnika i otworzyły się przede mną wrota Zielonego Piekła.
Okrążenie zaczyna się od pokonania „szykany“ z pachołków, po czym z gazem w podłodze przejeżdżamy drugą połowę prostej. Ron powiedział mi przed rozpoczęciem okrążenia, żebym po prostu stosował się do jego komend. Jechałem więc na „auto-pilocie“. Przykładowo, gdy jadę na prostej, Ron mówi mi, kiedy wrzucać biegi, kiedy hamować, do jakiego biegu zredukować i kiedy wejść w zakręt. Oto, co słyszałem:
„Fourth, now Fifth. Brake…now fourth. Wait, waaait, and go“
I tak w każdym zakręcie i na każdej prostej. Żadnych wątpliwości. Tylko koncentracja i wykonywanie poleceń. Świetnie się bawiłem. Okrążenie trwało 12 minut? Bzdura, przecież jechałem maks dwie…
Jeśli chodzi o odwzorowanie toru w grze…jest podobnie, ale na początku miałem pewne problemy z „ogarnięciem” co jest gdzie, pewnie dlatego, że okrążenie zaczyna się w innym miejscu. Ostatecznie, kierując się sekwencją zakrętów zacząłem łączyć trasę zapamiętaną z gry z rzeczywistością, bo trzeba przyznać, że poza ogromną różnicą wysokości, została przeniesiona do wirtualnej rzeczywistości na prawdę świetnie.
Podczas drugiego okrążenia na fotelu pasażera towarzyszył mi Maciej Dominiak. Tym razem musiałem się wykazać, auto-pilot wyłączony. Wiedziałem już, czego mogę się spodziewać na torze, więc pozwoliłem sobie pojechać trochę szybciej. Korzystając z rad Macieja co do toru jazdy, każdy zakręt przejeżdżałem coraz lepiej. Jak wiadomo, przyczepność opon ma swoją granicę, którą poznałem w zakręcie Metzgesfeld. Kończąc dohamowanie, wszedłem w zakręt – czynności te delikatnie się pokryły. Dodajmy do tego fakt, że było mokro – i samochód wynosi na zewnątrz zakrętu.
Na szczęście obyło się bez trawy, więc przyspieszona tym nagłym wydarzeniem akcja serca szybko się ustabilizowała i dalej mogłem spokojnie badać przyczepność, której z każdym zakrętem było coraz więcej, ponieważ wyszło słońce i tor przesychał. Na kolejnych zakrętach doświadczałem tylko delikatnej podsterowności. Renault Clio to świetny samochód. Brakowało mu mocy na podjazdach, ale na krótkim odcinku rozpędziło się do ponad 200km/h, więc nie jest źle.
Gdy każdy przejechał już swoje dwa okrążenia, zaczęły się przejazdy na fotelu pasażera. Wszystkie bardzo emocjonujące, bo przejeżdżane znacznie szybciej, z profesjonalistami za kierownicą. Było super, ale byłem bardzo zawiedziony faktem, że za kierownicą już nie usiądę.
Na otarcie łez mieliśmy jeszcze muzeum Ring’werk oraz Nürburgring GP.
W tym pierwszym podziwialiśmy masę historycznych samochodów wyścigowych, części bolidów F1 oraz sylwetki mistrzów tejże serii wyścigowej. Mieliśmy również okazję przekonać się, jak wygląda praca mechaników przy wymianie opon w bolidzie F1. Obejrzeliśmy również wyświetloną w 3D zapowiedź filmu, którego tematem jest 24-godzinny wyścig na Nürburgringu (straszny crap „dla całej rodziny“, świetnie pokazuje co obecne władze chcą zrobić i robią z tym wspaniałym miejscem, ale to już temat na osobny artykuł).
Natomiast na Torze GP obserwowaliśmy zmagania kierowców serii GP2.
Na koniec udaliśmy się raz jeszcze do RSR Nürburg, gdzie mogliśmy przymierzyć się do foteli w Lotusach Exige oraz BMW M3. Następnie przy wybornym Weißbier, do późnego wieczora rozmawialiśmy z instruktorami oraz naszą ekipą. To był bardzo miły wieczór, ale fakt, że nazajutrz mieliśmy być już w naszej nie-wyścigowej Polsce nie dawał nam spokoju…
Po przylocie do Warszawy otrzymaliśmy kolejny prezent od Sony. Były to ramki na tablicę rejestracyjną ze srebrnym napisem „Gran Turismo 5”, koszulka Killzone 3 oraz płyta blu-ray z grą Motorstorm: Apocalypse.
Jeszcze na lotnisku, obiecaliśmy sobie, że na Nürburgringu spotkamy się tak szybko, jak tylko będzie to możliwe – oczywiście tą samą ekipą ? Nabrałem również pewności, że wyścigi są tym, co chcę robić w życiu. Czy się uda? Zobaczymy. Już zbieram na rajdówkę…
Marcin Bochenek